Odnalazłem spokój w Twoich ramionach
lecz moja natura nie lubi spokoju.
Pragnę wciąż więcej, szukam emocji
i lubię zmiany, chociaż mówię, że nie.
Stabilność zabija, niezmienność usypia.
A żagiel nowości wyrywa ze śmierci.
Odnalazłem spokój w Twoich ramionach
lecz moja natura nie lubi spokoju.
Pragnę wciąż więcej, szukam emocji
i lubię zmiany, chociaż mówię, że nie.
Stabilność zabija, niezmienność usypia.
A żagiel nowości wyrywa ze śmierci.
Mój czas się zatrzymał i utknąłem na półmetku życia. Przed wymarzoną, wielką podróżą.
Z obrazem rodziny, namalowanym w umyśle. Z sercem zmrożonym, ze stępionymi emocjami.
Ze skręconą kostką, uszkodzonym barkiem i licznymi bliznami na ciele.
Z duszą brudną jak miejski śnieg. I wiarą pustą jak grób po zmartwychwstaniu.
Przecież zauroczenia muszą trwać krótko, żeby były zauroczeniami.
Taki ich urok!
Zwyczajnie. Intensywne początki bywają zwiastunem szybkiego końca.
Nie dałem jej miłości, jakiej potrzebowała, więc wzięła Sobie to czego chciała.
To nie naciąganie.
To zwyczajne branie.
I czerpanie.
Korzyści.
PZ: „Szczęście na nieszczęściach, majątki na przekrętach (…)”
Bawi mnie imię w kolorze przeszłości.
Zamknięty rozdział w trwającym życiu.
Pamiętam nasze pierwsze spotkanie,
letnia włóczęga,
podróż w nieznane.
Nocne rozmowy,
lekcja muzyki.
Gwieździste Podlasie, jesienne góry, dziesiątki godzin spędzone w drodze.
Cieszy mnie uśmiech, oczy i siła.
Krępuje zaradność, upór i wiara,
że możesz lepiej,
że możesz sama.
(Anno Domini 2020)
Z Tobą czułem pustkę, teraz czuję pełnię.
Niczym klaun balansuję na huśtawce życia.
Pomiędzy spełnieniem, a bezsensem.
Pomiędzy smutkiem, a szczęściem.
Odnajduję prawdziwy sens istnienia.
I cenię bardziej prozę życia, niż lirykę śmierci.
Chcę być tam,
gdzie zachodzi słońce,
budzi się dzień i rodzi tęcza.
Chcę zasypiać spokojnie
z głową pełna wolności,
otwartą na ludzi i nowy początek.
Chcę żyć w teraźniejszości,
we własnym życia królestwie.
Bez wczoraj i jutro,
bez nadziei i żalu.
Chciałbym…
Lecz chyba już jestem
głównym aktorem w życiowej roli.
Odciąłem nitki swojej przeszłości.
Spakowałem w pudła przeszłe miłości
i pogrzebałem w szafie piękne wspomnienia.
Majówkę planujemy już w grudniu,
a związek rozpada się nam z dnia na dzień.
Dzień po dniu.
Rozwiązujemy problemy nowymi narzędziami, ale przy użyciu starych metod.
Mam trzydzieści pięć lat
i piętnaście,
i sześćdziesiąt pięć
czasem.
Jestem tam i tu,
w przeszłości
i w przyszłości.
W iluzji myśli
i ulotności istnienia.
W świecie materii i wolności energii.
Jestem tu jedynie przez chwilę,
ale będę już
zawsze.
Myślę, że nasze ziemskie życie to jedynie dyskretna(1) reprezentacja niepojętej ciągłości, wypływającej ze Źródła Wszechrzeczy.
(1)Wikipedia: „Sygnał dyskretny to model wielkości zmiennej, która jest określona tylko w dyskretnych chwilach czasu. Najczęściej jest to sygnał powstały poprzez próbkowanie sygnału ciągłego.
W odróżnieniu od sygnału ciągłego, sygnał dyskretny nie jest funkcją zdefiniowaną dla ciągłego przedziału argumentów, lecz ciągiem liczbowym. Każdą wartość tego ciągu nazywa się próbką.
W odróżnieniu od sygnału cyfrowego, poszczególne próbki zdyskretyzowanego sygnału analogowego mogą przyjmować dowolne wartości z nieograniczonego lub ograniczonego zbioru.”
Ludzie znikają po cichu, odchodzą nagle na zawsze.
Zostają mgliste wspomnienia i zdjęcia wyblakłe na szafie.