W życiu nie ma przypadków

Strugi deszczu skutecznie utrudniały jazdę samochodem do centrum Warszawy. Zapas trzydziestu minut zamienił się w piętnastominutowy niedoczas.

Niedoczas rósł zaskakująco szybko. Zostawiłem autko w przypadkowym miejscu i pobiegłem do Teatru Muzycznego. Tego teatru, który lubię najbardziej. Biegnąc myślałem tylko o tym jaki jest cel mojego spóźnienia?

Przecież w życiu nie ma przypadków.

Przemoczony, spóźniony, wkurwiony wszedłem do budynku. Odpowiedź na zadane w głowie pytanie poznałem zaledwie chwilę później. Idąc do loży numer IX (która miała mi do przerwy zastąpić miejsce numer 9, w trzecim rzędzie) zobaczyłem śliczną nieznajomą. Ona, tak jak ja była spóźniona i zajęła miejsce tymczasowe.

W loży byliśmy sami. Nieznajoma oglądała spektakl, a ja układałem scenariusze na czas przerwy.

Wersji było wiele.
– Przypadek? Ja nie wierzę w przypadki.

Wersja kolejna,
– Ależ szczęście w tym nieszczęściu.

No i w końcu,
-Dobrze, że spóźniłem się podobnie jak Pani.

Przerwa.

Ona zaczęła wychodzić, a ja szybko wstałem.
– Może wypijesz ze mną drinka?
– Przepraszam, spieszę się. Mój partner na mnie czeka.

W życiu nie ma przypadków.

Mikroświat

To były te pęknięcia o których mówi się dodając przymiotnik “mikro”. Pojawiają się na długo przed ostatecznym upadkiem.

Niewidoczne gołym okiem, znacznie osłabiają strukturę betonu. Budowla stworzona z ułomnym artyzmem ludzkiego działania staje się mało trwała.

Chwiejnia.

Aż ostatecznie upada i wielu pyta, jak to możliwe?

Otóż możliwe.
Zwyczajnie.

Taka piękna katastrofa tej ciepłej zimy.