Byłem bezdomny w Kijowie,
utknąłem głodny pod Pragą,
gubiłem świadomość w hotelach,
wegetowałem w maltańskim szpitalu.
Wypadki były dość częste.
Liczone w liczbach nie cyfrach.
Nagrody.
Ich było wiele.
Pamiętam Hymn.
Gdy byłem na scenie.
Pamiętam wyrok sądowy,
Ulga, po krótkiej przygodzie.
Upadki spektakularne.
Wpierdol co boli do dzisiaj.
Często błądziłem.
Odnajdywałem czasem.
I teraz nie wiem czy jestem
po dobrej czy złej stronie życia.
Mikroświat
To były te pęknięcia o których mówi się dodając przymiotnik “mikro”. Pojawiają się na długo przed ostatecznym upadkiem.
Niewidoczne gołym okiem, znacznie osłabiają strukturę betonu. Budowla stworzona z ułomnym artyzmem ludzkiego działania staje się mało trwała.
Chwiejnia.
Aż ostatecznie upada i wielu pyta, jak to możliwe?
Otóż możliwe.
Zwyczajnie.
Taka piękna katastrofa tej ciepłej zimy.
Imiennik
Myślami błądzę po swojej przeszłości,
w zdania układam pojedyncze wyrazy.
Nadzieja,
Noemi, Malika,
nieobecne córki z nieaktualnych planów,
nieaktualne plany z zamkniętego rozdziału przeszłości.
Leniwie życie dalej się toczy.
A My dalej jesteśmy
od siebie
niż
kiedykolwiek.
Wielkanoc
Przy Wielkanocnym stole
pięć pustych miejsc,
a wszystkich miejsc jest sześć.
Chłód, lód
z whisky
mieszam kolę.
Alleluja!
Bez
Boże Narodzenie bez choinki.
Wielkanoc bez święconki i jajka.
Święta bez rodziny.
Serce bez miłości.
Ciało bez ducha.
Przeszłość bez przyszłości.
W głowie kwitnie bez
miar smutku.
Happysad
Nic nie warte słowa kiedy próbowaliśmy wszystko od nowa. Bezsensowne nowe początki i trzy przecinki zamiast jednej kropki.
Były narodziny i śmierć. Był ślub i rozwód. Był płacz. Były skoki. I zerwana lina, co uniemożliwiała ruch w górę.
Było kino i film. Tani dramat dla mas, grany przy aplauzie ślepych.
Był diabeł rogaty. Były kwiaty i misie.
Mi się wydaje, że było już wszystko.
Fikcja istnienia
A jeśli twoje wczoraj to fikcja?
Podane sztucznie czyjeś pragnienia.
Syntetyczne uczucia, cyfrowe słowa,
wirtualne miejsca w których nie byłeś.
Co jeśli nie ma twojego dzisiaj?
Miłości będącej chemicznym żartem,
emocji wszczepionych elektrycznym impulsem.
Spacerów w nieznane ze sztucznym strachem.
A jeśli nie będzie twojego jutra?
Wiary podanej z wyłączeniem rozumu.
Projekcji ludzi, zwierząt i roślin.
Cyfrowej przestrzeni, cyfrowych istot.
Co jeśli?
Rachunek
Najbardziej mnie bolą niewypowiedziane słowa,
zagubione w przestrzeni między ustami, a sercem.
Nieodbyte rozmowy, porzucona otwartość,
upór jak kamień i złość jak wodospad.
Gniew burzący fortece.
Nienawiść.
Brak wiary.
Ale jednak wciąż żyję,
i istnieć dalej mi dane.
My
Jesteśmy sumą oddechów.
Sumą cierpienia i strachu.
Sumą radości, uśmiechu.
Podmuchem gniewu.
Porywem serca.
Echem przeszłości.
Nadzieją wieczności.
Lustrem Bożej miłości.
Wiek
Gdy miałem dziesięć lat myślałem, że starość zaczyna się tuż po ukończeniu osiemnastki. Kiedy mignęło mi na liczniku lat dwadzieścia jeden, na portalu społecznościowym napisałem: „Pieprzone Oczko” i pomyślałem, że jedynie do trzydziestki mam czas by żyć.
W zasadzie to byłem wtedy święcie przekonany o swojej starości. Teraz gdy mam trzydzieści dwa lata wiem, że starość to tylko stan umysłu. Starość zaczyna się wtedy, gdy brak jest w nas nadziei i radości.
Niestety zauważam, że otacza mnie masa starych ludzi.
Starzy młodzi, bez ambicji, bez planu i bez przyszłości.
Pogubieni, pokiereszowani, polepieni ze skrawków przeszłości.
A ja szczęśliwie jestem młodszy, niż kilka lat temu, gdy boleśnie przeżywałem rozstanie z osobą którą kochałem. Nauczony doświadczeniem, zupełnie inaczej podchodzę do zmian w swoim życiu.
Z większym chłodem, dystansem, obojętnością. Dziś już dobrze wiem, że czasem wyrastamy z pewnych miejsc i ludzi tak jak dziecko wyrasta z Reniferkowego Body.
Wyrosłem.
Już któryś raz.