Camino de Santiago

Camino zmienia.
Camino otwiera.

Dla mnie to dyskusja pomiędzy odwagą, a strachem.
Komfortem, a życiem w pełni prawdziwym.
Ukrytym w rozmowach o ideach, 
energii i pełnej wolności.

Niespokojne poranki.
Noce w przygodnych miejscach.
Prażące słońce i nieuchronna wizja deszczu.

Dom niesiony na plecach i serce otwarte na człowieka.

To moje Camino,
mój początek przyszłości
i ostateczne pożegnanie przeszłości.

ŚwięTa

Tym razem w domu stoi choinka, odziana jest w piękne słomiane ozdoby. Drewniane, stare zabawki uśmiechają wesołymi barwami. Setki żółtych światełek radośnie kontrastuje z zielenią igieł.

Życie
w domu.
Nareszcie.

To był dobry rok! Nie umarł nikt z bliskich mi osób, a ja nie zrobiłem żadnej wyrwy w sercu drugiego człowieka.

Spadłem ze schodów i pociąłem stopę.
Złamałem nogę, ale skleiłem duszę.
Poskładałem się w jedną spójna całość
i zrobiłem przestrzeń na nowe.

W końcu poznałem Ciebie,
a w sercu mam wielki spokój.

Rozliczenie

Odciąłem nitki swojej przeszłości.
Spakowałem w pudła przeszłe miłości.
Pogrzebałem w szafie piękne wspomnienia.

______

Każdy z nas ma taki czas, gdy dociera do niego ze zdwojoną siłą prawda o sobie samym. Prawda o tym kim jest i kim nigdy już nie będzie. Pełne zrozumienie wydarzeń minionych.

Chłodna ocena przeszłości. Konfrontacja siebie i „obrazu siebie” tworzonego przez lata.

Najważniejsza walka życia w czasie której być może zrozumiesz, że nie będziesz młodym rodzicem, nie zdobędziesz złota na igrzyskach olimpijskich lub nie opracujesz „receptury na raka”. Na twoim koncie nie pojawi się siedem cyfr, no chyba że Twoja instytucja finansowa zacznie podawać saldo z precyzją sześciu miejsc po przecinku.

On przeżył czterysta pięć miesięcy na tym Świecie i zrozumiał, że prawdziwa wolność to najpiękniejszy dar, którym można obdarzyć siebie i innych.

Wolność nowego poranka i radości nocy.
Wolność nowego początku i pełnego końca.
Wolność nowej relacji i lekcja płynąca z rozstania.

Bądźcie wolni.
Nie przyspieszajcie życia.

W życiu nie ma przypadków

Strugi deszczu skutecznie utrudniały jazdę samochodem do centrum Warszawy. Zapas trzydziestu minut zamienił się w piętnastominutowy niedoczas.

Niedoczas rósł zaskakująco szybko. Zostawiłem autko w przypadkowym miejscu i pobiegłem do Teatru Muzycznego. Tego teatru, który lubię najbardziej. Biegnąc myślałem tylko o tym jaki jest cel mojego spóźnienia?

Przecież w życiu nie ma przypadków.

Przemoczony, spóźniony, wkurwiony wszedłem do budynku. Odpowiedź na zadane w głowie pytanie poznałem zaledwie chwilę później. Idąc do loży numer IX (która miała mi do przerwy zastąpić miejsce numer 9, w trzecim rzędzie) zobaczyłem śliczną nieznajomą. Ona, tak jak ja była spóźniona i zajęła miejsce tymczasowe.

W loży byliśmy sami. Nieznajoma oglądała spektakl, a ja układałem scenariusze na czas przerwy.

Wersji było wiele.
– Przypadek? Ja nie wierzę w przypadki.

Wersja kolejna,
– Ależ szczęście w tym nieszczęściu.

No i w końcu,
-Dobrze, że spóźniłem się podobnie jak Pani.

Przerwa.

Ona zaczęła wychodzić, a ja szybko wstałem.
– Może wypijesz ze mną drinka?
– Przepraszam, spieszę się. Mój partner na mnie czeka.

W życiu nie ma przypadków.