Miraże

Dzieci mają dzieci.
Starzy znajomi przemienili się w nieznajomych z przeszłości.

Dawne marzenia zostały spełnione,
część z nich odłożona w czasie,
a część na zawsze pogrzebana.

Ja coraz mniej pamiętam ze swojego dzieciństwa. Jedynie szczątki dawnych emocji pozostały mi w głowie.

Czuję też, że już w pełni rozliczyłem się z mirażami w mym życiu.
To chyba „spełnienie”?

Jestem

Jestem szczęśliwy z tym wszystkim co mam. Ze swoją przeszłością. Z wielką miłością. Z chwilami zwątpienia i pełną nadzieją.

Tak mocno osiadłem w tym co jest tu.

I teraz.

Nie tęsknię już tak, jak tęskniłem wcześniej. I nie chce wrócić do swojej młodości.

Chociaż wspomnienie analogowych lat dziewięćdziesiątych, ma dla mnie posmak beztroskiej radości.

I wolności.
Wolność mam taką, o jakiej marzyłem.

I święty spokój.

I przeszłość.
I przyszłość.

Ale najlepiej mi w teraźniejszości.

Z nowym początkiem.
U progu wieczności.

Droga

“Camino” pociągało mnie od zawsze, nie pamiętam co było tego przyczyną.
Może skaliste wybrzeże lub skąpana w blasku słońcu przyroda.
Może ludzie i unikatowe doświadczenie drogi.

Nie wiem.
Nie pamiętam.

Rozważając i odrzucając kolejne rodzące się w głowie przeszkody zdecydowałem, że nadszedł już czas. Włóczęga po Hiszpanii porządkująca życie. Jezusowy wiek dla uśmiercenia błędnych przekonań.

Rozliczenie przeszłości w ekspresowym tempie kilku tygodni.

Ja.
Mariusz.

Szczęśliwy, doświadczony drogą człowiek.
(Anno Domini 2021)

Camino de Santiago

Camino zmienia.
Camino otwiera.

Dla mnie to dyskusja pomiędzy odwagą, a strachem.
Komfortem, a życiem w pełni prawdziwym.
Ukrytym w rozmowach o ideach, 
energii i pełnej wolności.

Niespokojne poranki.
Noce w przygodnych miejscach.
Prażące słońce i nieuchronna wizja deszczu.

Dom niesiony na plecach i serce otwarte na człowieka.

To moje Camino,
mój początek przyszłości
i ostateczne pożegnanie przeszłości.